Spis treści
Pięć największych funduszy zarządzania aktywami – tzw. asset management – kontroluje większy kapitał niż PKB wszystkich krajów świata oprócz USA i Chin.
To firmy, o których istnieniu przeciętny Kowalski nie ma pojęcia: BlackRock, Vanguard, State Street, Fidelity i Geode Capital Management.
Zarządzają majątkiem wartym dziesiątki bilionów dolarów, decydują o kierunkach rozwoju tysięcy korporacji i – jak twierdzą eksperci – skutecznie zlikwidowały konkurencję na globalnych rynkach.
Pieniądze bez twarzy
Fundusze asset management to podmioty, które zbierają kapitał od bogatych inwestorów prywatnych oraz instytucji – w tym funduszy emerytalnych, do których wpłacają pieniądze zwykli ludzie.
Sam BlackRock zarządza aktywami o wartości 11,58 biliona dolarów – to więcej niż PKB Niemiec, Francji i Japonii razem wziętych.
Vanguard dysponuje kolejnymi 10,4 biliona dolarów, a State Street – 4,67 biliona. Łącznie „Wielka Trójka” kontroluje ponad 25 bilionów dolarów.
Skala tych liczb wykracza poza ludzkie wyobrażenie. Jeden z YouTuberów – Tom Scott – zobrazował różnicę między milionem a miliardem dolarów w prosty sposób: gdyby jednodolarowe banknoty ułożyć jeden obok drugiego, przejście wzdłuż miliona zajęłoby dwie minuty spaceru.
Aby przejść wzdłuż miliarda, trzeba by godzinę jechać samochodem. A te fundusze operują milionami miliardów.
Firmy te nie inwestują własnych pieniędzy – zarządzają cudzym kapitałem. W ich skład wchodzą oszczędności nauczycieli, lekarzy i wszystkich tych, którzy odkładają na emeryturę przez systemy typu 401(k) w USA lub III filar w Polsce. Problem w tym, że ci mali inwestorzy nie mają żadnej kontroli nad tym, co się dzieje z ich pieniędzmi.
Monopol bez monopolu
Największa siła funduszy asset management polega na tym, że formalnie nie łamią prawa antymonopolowego.
BlackRock może mieć 17% udziałów w Coca-Coli i 15% w Pepsi, ale żaden prawnik nie udowodni, że to monopol – przecież te firmy formalnie konkurują ze sobą.
Problem w tym, że kiedy ten sam właściciel kontroluje konkurentów, nie ma powodu, by walczyli między sobą.
Badania z rynku lotniczego w USA pokazują skalę problemu. Przez 14 lat analizowano ceny biletów przed i po wykupieniu udziałów w liniach lotniczych przez fundusze asset management.
Gdyby nie koordynacja działań przez te fundusze, ceny biletów mogłyby być niższe o 3–13%. To nie jest spisek – to po prostu brak motywacji do rywalizacji, kiedy wszyscy gracze należą do „tej samej rodziny”.
Fundusze stosują technikę zwaną „ukrywaniem własności”. BlackRock może posiadać 17% udziałów w banku, Vanguard kolejne 12%, a trzecim inwestorem jest bank należący do… BlackRocka. Nagle okazuje się, że te pozornie niezależne podmioty kontrolują ponad 50% akcji.
Banki, media i rządy
Sytuacja w sektorze bankowym jest jeszcze bardziej niepokojąca. W USA funkcjonuje około 5400 instytucji kredytowych. Zaledwie 10 największych banków kontroluje ponad 50% wszystkich lokat, kredytów i aktywów. Siedem z nich należy do BlackRocka.
Bank of America, JP Morgan Chase, Citigroup – wszystkie te nazwy brzmią jak różne firmy. W rzeczywistości mają tego samego właściciela. Podobna sytuacja dotyczy największych banków w Australii, Islandii, Niemczech i Wielkiej Brytanii. W Polsce Alior Bank również był powiązany z tymi strukturami.
Jeszcze bardziej niepokojąca jest koncentracja w przemyśle medialnym. BlackRock i Vanguard kontrolują Fox News i CNN – stacje, które pozornie reprezentują przeciwstawne opcje polityczne.
Do tego New York Times, The Washington Post, ABC, NBC oraz Sky News w Wielkiej Brytanii. Facebook, Google, WhatsApp, Instagram – wszystkie należą do tych samych funduszy.
Badanie z 2019 roku wykazało, że 90% przemysłu rozrywkowego w USA – studia filmowe, Netflix, branża muzyczna – należy do BlackRocka i Vanguarda. Kiedy 90% treści kultury masowej kontroluje dwóch właścicieli, trudno mówić o pluralizmie.
Wielki Reset i kapitalizm interesariuszy
Koncepcja „Wielkiego Resetu”, promowana przez Światowe Forum Ekonomiczne (WEF) zakłada transformację globalnego kapitalizmu w stronę tzw. kapitalizmu interesariuszy.
Brzmi postępowo: korporacje mają przestać służyć tylko akcjonariuszom i zacząć uwzględniać dobro wszystkich interesariuszy – pracowników, społeczności lokalnych, środowiska.
W praktyce jednak eksperci ostrzegają, że chodzi o to, by dać korporacjom jeszcze więcej władzy nad społeczeństwem, a instytucjom demokratycznym – jeszcze mniej.
Kiedy fundusze asset management kontrolują banki, media i największe korporacje, rządy narodowe stają się bezsilne. Polityk, który chce zmienić ustawę szkodliwą dla gigantów, może spotkać się z ryzykiem kredytowym dla swojego regionu, wycofaniem inwestycji lub kampanią medialną.
Koniec konkurencji i innowacji
Konsekwencje monopolizacji rynków przez fundusze asset management są druzgocące dla małych przedsiębiorstw. Im większa staje się firma, tym bardziej ludzie na szczycie obrastają w tłuszcz i tracą motywację do innowacji.
Dla każdej wielkiej korporacji zagrożeniem są maluchy – startupy, które mogą wymyślić rewolucyjny produkt i przejąć rynek.
Przykład: IBM przez lata był największym graczem na rynku urządzeń biurowych. Seria błędów menedżerów doprowadziła do utraty pozycji, a dzisiaj najcenniejszą częścią firmy jest Red Hat – startup kupiony za grube miliardy.
Uber powstał za śmieszne pieniądze w porównaniu do majątku gigantów takich jak British Petroleum, a dzisiaj jest wart więcej.
Co się dzieje, kiedy pojawia się taki Uber? Natychmiast dostaje zastrzyk kapitału z funduszy asset management i zaczyna eliminować konkurencję: wojną cenową, reklamą, przejmowaniem najlepszych specjalistów. Rynek zostaje zamknięty.
Od lat 90. w polskich sklepach można było kupić produkty z całego świata. Dziś 90% asortymentu sprzed 30 lat nie jest dostępne. Dlaczego? Bo lokalne marki zostały wyeliminowane przez globalne koncerny należące do tych samych funduszy.
Świat bez wyboru
Dzisiejsze państwa – z wyjątkiem kilku takich jak Korea Północna – nie rządzą się same. Irak, Libia, Syria – kraje, które próbowały funkcjonować poza globalnym systemem finansowym – zostały zniszczone. Teraz czekają na „nowego właściciela”, którym mogą być Chiny lub właśnie fundusze asset management.
Kiedy decyzje dotyczące polskiego ładu, podatku katastralnego czy regulacji dla małych firm przychodzą z zewnątrz – czy to od funduszy, czy od Banku Rozliczeń Międzynarodowych w Bazylei – obywatelowi nie robi to różnicy. Kluczowe jest to, że żaden rząd nie ma już realnej władzy.
Czy istnieje szansa na rozbicie tych monopoli? Realistycznie – minimalna. Nie da się prowadzić dziś żadnego dużego biznesu bez współpracy z tymi funduszami lub przynajmniej bez działania w sposób, który im nie przeszkadza.
Startupy oferujące technologie wspierające gotówkę, lokalną produkcję żywności czy prywatną własność ziemi są blokowane przez urzędników i konkurentów sponsorowanych przez wielkie koncerny. Ci, którzy idą w kierunku wyznaczonym przez fundusze asset management, dostają finansowanie, rozgłos i rozwój.
Co można z tym zrobić?
Jedyną bronią przeciętnego obywatela jest świadomość. Jeśli wiesz, że Coca-Cola i Pepsi należą do tego samego właściciela, możesz kupić lokalne polskie napoje. Problem w tym, że w polskich sklepach takich produktów często już nie ma.
Jeśli sprzedałeś działkę i masz 10 milionów złotych do zainwestowania, sprawdź, czy fundusz, do którego idziesz, ma powiązania z BlackRockiem czy Vanguardem. Może istnieje lokalna grupa inwestorów, która chce budować coś obok globalnego molocha, a nie w jego wnętrzu.
Świat, w którym pięć firm posiada więcej niż cała reszta globu, to nie science fiction. To dzisiejsza rzeczywistość. Pytanie brzmi: czy za 5–10 lat będziemy żyli w warunkach przypominających późne lata 30. w Europie?